Inspiratornia

O drodze do tworzenia firmy działającej zgodnie z jego wartościami i pasjami z Michałem Pacą, ekspertem branży gospodarki odpadami, właścicielem spółki Bioodpady.pl i prezesem zarządu spółki Ziemia Polska rozmawiają Anna Bichta i Małgorzata Polak z Rozwijamy.edu.pl.

Jak zacząłeś przygodę ze swoim biznesem?

Już w wieku 16-17 lat mówiłem sobie, że nie będę pracować na etacie - będę miał własną firmę. Po pierwsze dlatego, że nie lubię słuchać poleceń innych, a dla przedsiębiorcy to chyba dobra wskazówka. Po drugie mam tendencję do “działania z miejsca”, dlatego procedury i oczekiwanie, że ktoś udzieli zgody na moje działanie są nie dla mnie.

Jak wyglądała Twoja ścieżka edukacyjna?

Studiowałem w SGH. Chciałem zarabiać sporo pieniędzy, a to mogło umożliwić mi pośrednictwo finansowe. Widziałem, że pośrednicy zarabiają najwięcej, bo one swoją prowizję pobierają od razu i nie czekają na zwrot z inwestycji. Na SGH miałem również otrzeźwiający epizod z inwestowaniem na giełdzie. Jako członek Samorządu SGH znalazłem sponsora na ekran, na którym wyświetlaliśmy notowania. Spędzałem przed nim dużo czasu i tłumaczyłem ludziom „giełdę”. Trzy miesiące później założyłem fundusz inwestycyjny. Zrozumiałem wtedy, że inwestowanie na giełdzie to nic innego, jak transfer pieniędzy od ludzi mniej cierpliwych do bardziej cierpliwych lub od mniej bystrych do bardziej bystrych. Zauważyłem jednak, że nie tworzę w ten sposób żadnej wartości dodanej dla społeczeństwa i zakończyłem działanie funduszu po 6 miesiącach z wynikiem na poziomie 36%. Zrozumiałem, że chcę robić coś, co ma większy wpływ na ogół i jest bardziej namacalne.

Jakie były Twoje następne kroki?

Mój ojciec prowadził firmę obsługującą oczyszczalnię ścieków. Dołączyłem do niego, aby mu trochę pomóc, a to zmobilizowało mnie do podjęcia studiów z ochrony środowiska. To był moment, w którym odkryłem, co to znaczy uczyć się tego, co mnie interesuje - wiedza sama wchodziła mi do głowy! Jednocześnie z braku odwagi do rzucenia pierwszych studiów, ukończyłem dwa kierunki. Jednak czas edukacji dzisiaj widzę jako spowolnienie. Będąc zdolnym uczniem, ale wtłoczony w system oceniania, nie umiałem podejmować ryzyka. Bardzo długo starałem się je minimalizować. Często też nie umiałem kwestionować tego, co powiedział ktoś lepiej wykształcony. Wydawało mi się, że osoba mająca tytuł doktora nie może się mylić. To mi utrudniało pracę zaraz po studiach. Jako odreagowanie założyłem nawet fundację “Rzucam szkołę!”, której działania miały właśnie pokazać, że system edukacji nie jest dobry, że ma swoje wady. Nie przygotowuje do aktywnego działania, uczy konkurować, a nie współpracować. Z tej fundacji ewoluowaliśmy do projektu “School of Life” i tam działamy głównie jako mentorzy. Projekt ten jest trudny, wymaga dużo autorefleksji i kwestionowania samego siebie. Polega na wspieraniu młodych ludzi w wejściu w dorosłość, w życie zawodowe. Wierzę, że dopiero, gdy jesteśmy świadomi siebie, możemy odkrywać swoje talenty i podejmować działania.

Jaka była Twoja droga w określaniu samego siebie?

Posunę się do uogólnienia: mam wrażenie, że zwłaszcza mężczyznom trudno wyjść poza utarte schematy nakreślone przez społeczeństwo. Ja do 35 roku nie byłem nastawiony na rozwój, co prowadziło do trudnych sytuacji w relacjach, męczyło mnie. W końcu nastąpiła taka chęć znalezienia odpowiedzi na pytanie, co mi naprawdę pasuje. Dziś wiem, że kluczowe jest nastawienie na rozwój i próby ewolucji swojego podejścia. Praca u ojca podczas studiów przy oczyszczalni częściowo była zgodna z moimi wartościami, dlatego nie wypaliła mnie. Gdybym został maklerem, pewnie miałbym pieniądze, ale nie czerpałbym z tego satysfakcji.

Miałem taki moment w życiu, że wydawało mi się, że jak człowiek nie ma pasji w życiu, to jest gorszy. Bywa też, że nie każdy musi mieć pasję związaną z życiem zawodowym, ale np. ma kochającą rodzinę i to jej się poświęca.

Jak się zaczęła Twoja przygoda z własną firmą?

Początki mojej działalności związanej z ochroną środowiska kojarzę ze spotkaniem znajomego na SGH - Konrada, który działał w nieruchomościach, ale również myślał o działalności w tym obszarze i namawiał mnie do współpracy. Zaproponowałem mu otworzenie kompostowni. Jego odpowiedź była bardzo konkretna: a dlaczego jedną? Otwórzmy 17! Zrozumiałem wtedy, że nie mam umiejętności skalowania moich pomysłów i potrzebuję w swoim otoczeniu ludzi, którzy to potrafią. Zależało mi na tym, by mieć zespół - teraz jest nas 20 osób - który będzie rozbudowywał, “poszerzał” moje pomysły, jak i realistycznie je oceniał. Zajmujemy się m.in. zbiórką odpadów spożywczych, kompostowniami, produkcją nawozów z odpadów zielonych - czyli środków poprawiających właściwości gleby, alternatywnych dla nawozów chemicznych.

Dlaczego zająłeś się tym tematem?

Lubię brać na warsztat tematy niepopularne. Od około 40 lat bardzo polegamy na chemizacji rolnictwa. Wyrządzamy sobie dużą krzywdę, korzystając z chemicznych nawozów, bo obniżamy poziom warstwy próchniczej, a to jedyna warstwa ziemi, która trzyma wodę. Jeśli więc dochodzi do suchych okresów, każdy centymetr tej warstwy pozwala przez 5 dni dłużej żywić się roślinom. Ocenia się, że w skali kraju w ciągu ostatnich 40 lat zlikwidowaliśmy 5 cm tej warstwy. Z jednej strony więc mamy presję klimatyczną związaną z wydłużeniem okresów ciepłych, a z drugiej pozbawiamy siebie ważnej warstwy gleby, która pozwala roślinom przetrwać suszę. Dlatego lubię zajmować się recyklingiem organicznym, bo wykorzystujemy efektywnie to, co ląduje w kompostowniku.

Jak scharakteryzowałbyś rynek, na którym działasz?

Działalność w tej branży nie jest łatwa. Przez wiele lat dofinansowywaliśmy ją z działalności Konrada, który zajmuje się nieruchomościami. Staramy się działać wspólnie. Raz w 2013 roku był moment, kiedy mieliśmy największą kompostownię w Polsce, bo jako jedyni mieliśmy certyfikat upoważniający do produkcji preparatów poprawiających jakość gleby z bioodpadów. W kolejnych latach pojawiły się kolejne firmy z tymi certyfikatami. Zdarzało się, że konkurowaliśmy z firmami przestępczymi, które wystawiały karty, że odbierają odpady, ale nie przerabiały ich już na produkty, po prostu je zakopywały. Koszt legalnego przetworzenia odpadów, którymi się zajmujemy, to 120-150 zł/t, dlatego było to opłacalne pole do działań nielegalnych. Teraz już na szczęście zostało prawnie usankcjonowane, patologia została ograniczona i cena odpadów wzrosła.

Kto jest Waszym klientem?

Odbiorcami są rolnicy, a naszymi dostawcami są gminy, sieci sklepów spożywczych, hotele restauracje, cała HoReCa. Teraz przygotowujemy się do przejęcia również tego, co ludzie wyrzucają do brązowych pojemników. Aktualnie mamy sześć kompostowni, chcielibyśmy otworzyć kolejne.

Wróćmy jeszcze do początków? Zaczynałeś w rodzinnej firmie?

Tak, zaczynałem w firmie taty i to była dla mnie cenna lekcja. Później z Konradem mając własną firmę - “Ziemię Polską” - czułem wsparcie ojca, m.in. dzięki temu, że mogłem pracować u niego na część etatu. Założyliśmy firmę w 2008 roku, a dopiero w 2011 otrzymaliśmy zgodę na przetwarzanie odpadów. Więc pierwsze 3 lata był to dla nas “pusty przebieg.”

Kiedy zaczęła się Wam zwracać ta inwestycja?

Ona w sumie zwraca się dopiero teraz. Wcześniej to, co zarobiliśmy, mocno inwestowaliśmy. Działamy na rynku, który jest bardzo zależny od ustawodawcy. Ci, którzy chcą wejść, muszą przejść szereg procesów i spełniać warunki - jest im o wiele trudniej, a my już przeszliśmy tę drogę. Mamy sprawdzone i praktyczne rozwiązania, które przez lata rozwijaliśmy, zdobyliśmy doświadczenie i wszystkie niezbędne pozwolenia.

Jakie miałeś trudności na swojej drodze?

Patrząc z perspektywy przedsiębiorcy - musiałem pokonać strach przed ryzykiem. Często miałem pomysły, które obawiałem się zrealizować ze względu na ryzyko. Druga kwestia to współpraca z innymi ludźmi. Na SGH ciągle słyszałem, że najważniejsi w biznesie są ludzie. Wtedy tego nie rozumiałem, bo bardzo dużo brałem na siebie, ciągle pracowałem i chciałem wszystko robić sam. Konrad mi pokazał, że delegowanie zadań działa, wystarczy zaufać ludziom.

Kategoryzuję swoje działania jako sukcesy lub jako lekcje. Mam tyle lekcji, które muszę powtarzać - czasem jest to bolesne, ale pomocne. Lekcje te głównie dotyczą wiary w to, że ludzie są dobrzy. Często nieostrożnie nie spisywałem precyzyjnie, np. zasad współpracy, musiałem się kilka razy sparzyć, żeby nauczyć się zarządzać swoim zespołem współpracowników.

Co jest dla Ciebie ważne w byciu przedsiębiorcą?

Przede wszystkim wytrwałość, bo ona daje siłę organizacji. Często pojawia się to przy pracy z administracją, kiedy czegoś nie udaje się załatwić za pierwszym razem, szukamy innej formy dotarcia i uzyskania tego, co chcemy. Ważne jest także, aby budować otwarte relacje z ludźmi i dbać o transparentność.

Czego się nauczyłeś, prowadząc firmę?

Zrozumiałem różnicę między słomianym zapałem a zapałem wynikającym z tego, że robię to, co jest dla mnie ważne. Wielokrotnie miewałem projekty bardzo zyskowne, ale jednocześnie zupełnie mnie nieinteresujace. Do 35 roku życia angażowałem się w wiele przedsięwzięć, które mnie wyczerpywały. Były zyskowne, ale zupełnie nie budziły mojego wewnętrznego ognia.

Bardzo ważne w prowadzeniu działalności jest zrozumienie, co nas w życiu porusza. Pasja to według mnie jedyna rzecz, która będzie trzymała firmę na dobrym kursie. Zdefiniowanie jej zajęło mi pięć lat. Ja muszę czuć, że moje działania mają znaczenie dla moim praprawnuków. Muszę wierzyć w te projekty i to daje mi energię do działania - mogę się wtedy maksymalnie w nie zaangażować.

 

Michał Paca - ekspert gospodarki odpadami, współtwórca takich firm jak Bioodpady.pl i Ziemia Polska, fundator programu edukacyjnego School of Life i współzałożyciel Fundacji Las Na Zawsze. Autor bloga Sortownia opinii