Inspiratornia

Prowadząc firmę, warto podejmować wyzwania i nie unikać ryzyka, gdyż taka postawa zmusza nas do rozwoju i poszukiwania nowych dróg - zauważa prof. Wojciech Cellary z Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu w rozmowie z redakcją Rozwijamy.edu.pl.

Czy młody człowiek może nauczyć się przedsiębiorczości?

Nie wiem, czy słowo „nauczyć”, jest w tym przypadku najlepsze. Na pewno można kształtować postawę przedsiębiorczości. Najłatwiej mają chyba ci młodzi ludzie, których rodzice są przedsiębiorcami, a najtrudniej ci, których rodzice są urzędnikami. Ale jedni i drudzy mogą się w życiu cechować przedsiębiorczością, jeśli pokaże się im, na czym ona polega. Najgorsze jest przekonanie, że unikanie ryzyka jest drogą do sukcesu życiowego. Może kiedyś tak było, ale obecnie, w warunkach tak szybkich zmian w naszym otoczeniu, unikanie ryzyka oznacza chowanie głowy w piasek i niestawianie czoła wyzwaniom. To nie jest dzisiaj droga do sukcesu życiowego, tylko do marginalizacji.

Ale mnie interesują kompetencje miękkie.

To się Pani nie spodoba, ale uważam, że kompetencje miękkie są przereklamowane. Nie w tym sensie, że nie są ważne, bo są, tylko że nie mogą stanowić substytutu kompetencji twardych. Wyobraźmy sobie taki przykład. Firma wystawia na targach i chce sprzedać skomplikowaną maszynę budowlaną. Zatrudnia dwie sprzedawczynie. Jedna jest po handlu, marketingu, psychologii i socjologii. A druga jest inżynierem mechanikiem. Ta pierwsza zagaduje każdego przechodnia odwiedzającego targi, potrafi odmalować świetlaną przyszłość przedsiębiorstwa, które kupi tę maszynę, wręcz tryska entuzjazmem zachęcając do kupna. A ta druga stoi i czeka, aż ktoś ją o coś zapyta, co – delikatnie mówiąc – najlepszą postawą w handlu nie jest. Ale na pytanie potencjalnego klienta, co się stanie jak pęknie sworzeń w lewej półośce, może odpowiedzieć tylko ta druga. Przedsiębiorca budowlany kupi tę maszynę na podstawie odpowiedzi na takie pytania, a nie na podstawie entuzjazmu sprzedawczyni pełnej miękkich kompetencji. Problem dydaktyczny polega na tym, że znacznie łatwiej jest nauczyć nawet po studiach panią inżynier mechanik niezbędnych kompetencji miękkich, niż panią psycholog-socjolog inżynierii mechanicznej.

A jaki jest Pana stosunek do teorii i praktyki?

Zacznę od pewnej historii. Rozmawiałem kiedyś z jakąś panią dyrektor wielkiej i ważnej firmy, która mówi mi tak – Czego wy uczycie na tej uczelni? Ci wasi studenci nawet kawy nie umieją zaparzyć. A ja jej mówię – naprawdę pani dyrektor uważa, że powinienem na wykładzie uczyć studentów, jak kawę parzyć? Nie może pani poświęcić studentowi-stażyście dwóch minut, zaprowadzić go do ekspresu i powiedzieć – tu postaw filiżankę i naciśnij ten guzik? Tyle trwa nauczenie kogoś parzenia kawy. Ja naprawdę mam ważniejsze rzeczy do uczenia studentów na wykładach.

To czego Pan uczy?

Studenci strasznie nie lubią teorii i strasznie chcą praktyki, tylko nie rozumieją, że to nie leży w ich interesie. Bo praktyka przygotowuje ich tylko do jednego konkretnego przypadku. Tak długo jak pracują w jednej firmie i posługują się jedną metodą, wszystko jest dobrze. Ale jak będą musieli zmienić pracę, a to w dzisiejszym świecie jest prawie pewne, to ta jedna znana im metoda może okazać się nieużyteczna dla innych firm. A ponieważ nie znają innych metod, to są zmuszeni zaczynać od zera lub niewiele wyżej.

Zatem w interesie studenta jest uczęszczać na wykłady.

We własnym interesie student musi rozumieć, że będzie aktywny na rynku pracy przez ponad 40 lat. Więc musi na studiach jak najlepiej przygotować się do 40 lat pracy, a nie do dwóch najbliższych. W dodatku w ciągu tych dwóch lat nikt go prezesem banku nie mianuje, a w ciągu 40 może do takiego stanowiska dojść, ale tylko, jak będzie miał odpowiednio szeroką wiedzę. Dobra uczelnia zatrudniająca naukowców pozwala studentowi zapoznać się z różnorodnością metod, podejść i modeli wypracowanych przez ludzi z całego świata w ciągu wielu lat, które są słuszne i skuteczne przy określonych założeniach w określonych warunkach. Mając taką wiedzę, dzisiejszy student, a późniejszy pracownik może wybrać to, co jest najlepsze w konkretnych warunkach i twórczo to rozwinąć i dostosować, a w konsekwencji przełożyć na sukces. Natomiast wielbiciel wiedzy praktycznej, uczący się w przedsiębiorstwie przypomina średniowiecznego czeladnika, który terminuje u majstra, a nauczy się tylko tego, co majster umie, a tego co inny majster umie – już nie.

Czyli chodzi o odwołanie się do podstaw wiedzy?

Chodzi o to, aby młody człowiek nie wyważał otwartych drzwi, tylko rozwijał to, co ludzkość już wcześniej wymyśliła. Ludzkość nie powstała w chwili narodzin młodego człowieka, choć niektórym może się tak wydawać. Ludzkość ma swoją historię, ma swój dorobek, popełniła różne błędy i odniosła różne sukcesy. Dlatego jeśli młody człowiek zna ten dorobek i wymyśli coś nowego, to jest to ogromną wartością. Natomiast jeśli nie zna tego dorobku i wymyślił po raz drugi koło, to narazi się na śmieszność. A jeśli zna jedną metodę i zastosuje ją w złych warunkach, to narazi się na niepowodzenie.

Czyli teoria tak, a praktyka nie?

O, tak nie powiedziałem. To za duże uproszczenie. Ja mówię – praktyka tak, ale nie zamiast teorii, tylko w jej uzupełnieniu. Praktyka w przedsiębiorstwie jest bardzo ważna, bo pozwala zobaczyć, jak metody z różnych dziedzin łączą się ze sobą, aby osiągnąć wspólny cel. Na wykładach mówiono nam to i to, a tu w przedsiębiorstwie jest to tak i tak zmodyfikowane. Dlaczego? Aha, bo to założenie teoretyczne w tym konkretnym przedsiębiorstwie nie jest spełnione, natomiast dochodzi taki warunek. Eureka! Rozumiem! Taki jest sens staży studenckich w przedsiębiorstwach.

A staże na uczelniach? Organizujecie je?

Moja katedra organizuje staże dla studentów w naszych laboratoriach badawczych latem, gdy studenci nie mają zajęć dydaktycznych. Dajemy im trudne zadania – pod naszym kierunkiem i przy naszym wsparciu mają zaprojektować i zaimplementować różne aplikacje z zakresu Wirtualnej Rzeczywistości i Internetu Rzeczy. Zamiast spędzać wolny czas najpiękniejszego okresu w życiu na plaży lub w górach, siedzą przez trzy miesiące w laboratorium i programują. Ale dla nich to właśnie jest najpiękniejsze. Dzięki współpracy z nauką, robią rzeczy, których jeszcze nie ma na rynku. Są pierwsi. Jestem przekonany, że wielu z nich zostanie przedsiębiorcami.

***

Prof. dr hab. inż. Wojciech Cellary jest informatykiem, kierownikiem Katedry Technologii Informacyjnych na Uniwersytecie Ekonomicznym w Poznaniu. W trakcie swojej kariery zawodowej pracował na dziewięciu uczelniach, trzech w kraju i sześciu za granicą, we Francji i Włoszech. Ponadto był profesorem wizytującym w Macao i Portugalii. Jego zainteresowania badawcze koncentrują się aktualnie na problematyce elektronicznego biznesu, elektronicznej gospodarki opartej na wiedzy, elektronicznej administracji i społeczeństwa informacyjnego. Jest autorem lub współautorem 10 książek, 22 rozdziałów w książkach, 14 redakcji książek i ponad 150 artykułów opublikowanych w czasopismach naukowych i materiałach konferencyjnych oraz wielu artykułów popularnonaukowych i publicystycznych. Był głównym organizatorem 41 naukowych konferencji krajowych i międzynarodowych, a ponadto członkiem komitetów programowych blisko 350 konferencji. Był liderem blisko 100 krajowych i międzynarodowych projektów naukowych i wdrożeniowych finansowanych z kraju i zagranicy. Więcej informacji http://www.kti.ue.poznan.pl/cellary