Inspiratornia

"Pasja może dać początek Twojemu pomysłowi na życie i na własny biznes" – mówi Marta Hlavaty-Orłowska w rozmowie z Anną Bichtą z Fundacji Think! dla Rozwijamy.edu.pl.

Czym się zajmujesz?


Od 9 lat prowadzimy z mężem szkołę sportów wodnych na Sardynii - SKYHIGH.
Mieszkamy tutaj i wychowujemy naszych dwóch synów - Janka i Krzysia, którzy uczęszczają do włoskiej szkoły.
W SKYHIGH można uprawiać kitesurfing, windsurfing, wakeboarding i surfing na falach. Uczymy i wynajmujemy sprzęt. Oferujemy usługi związane z wynajmem apartamentów.
Marzeniem mojego męża było, żeby w bazie czuł się jak w domu – stworzył więc miejsce na muzykowanie, zbudował minirampę, trawnik z leżaczkami i stoliczkami do odpoczynku, trampolinę dla najmłodszych. Jest również pomieszczenia na sprzęt wodny i knajpa, w której serwujemy całodzienne wyżywienie.

Skąd pomysł na taki rodzaj działalności?

Pomysł wypłynął z pasji do sportów wodnych. Od dzieciństwa pasjonowałam się sportem. Wyczynowo uprawiałam windsurfing do 26 roku życia, przez parę lat byłam w kadrze olimpijskiej, trzykrotnie zdobyłam mistrzostwo świata w klasie Formuła Windsurfingu. Na Rodos poznałam swojego męża Karola - instruktora i pasjonata sportów wodnych oraz narciarstwa. Pomysł na otworzenie własnej szkółki był właściwie bardziej mojego męża. Kiedy on eksplorował Sardynię, ja nadal byłam zajęta sportem wyczynowym. Karol razem z kolegą chcieli otworzyć coś własnego i obsługiwać swoich klientów. Mieli wizję aby szkołę otworzyć na wyspie we Włoszech. Uważali, że włoski klimat oraz jedzenie sprzyja wakacyjnym wypadom. I takie były początki - kiedy założyliśmy firmę, ja miałam 27 lat, a mój mąż 24 lata. Dołączyłam do chłopaków w 2011 roku tworząc sekcję windsurfingu.

Opowiedz skąd pojawił się sport w Twoim życiu?

Do sportu zachęcili mnie rodzice. To jest trochę dziwna historia, bo w naszej rodzinie nie było mocnych tradycji sportowych. Dziadkowie zajmowali się medycyną, a rodzice ukończyli Politechnikę. Tata prowadzi od wielu lat swoją firmę budowlaną. Ale jest też pasjonatem żeglarstwa i zachęcał mnie i brata do uprawiania sportu od najmłodszych lat. Potem przyszedł czas składania papierów na uczelnię i będąc na zgrupowaniu w Hiszpanii skontaktowałam się z Tatą, aby złożył moje papiery na Akademię Morską. Pamiętam jak wtedy powiedział mi: idź dziecko na AWF, będziesz w życiu szczęśliwsza gdy zajmiesz się sportem. Rodzice pomogli mi dokonać wyboru. W taki sposób trafiłam na AWF i ukończyłam wydział Turystyki i Rekreacji.

Jak wyglądały początki Waszej firmy?

To był rok 2009, mój mąż razem z kolegą objechali wyspę w poszukiwaniu wietrznych miejsc. Północ okazała się dość mocno obłożona szkółkami, więc zdecydowali się działać na południu w okolicy Porto Botte. Pierwszy rok był próbny, trzeba było w praktyce sprawdzić warunki wiatrowe na spocie, żeby nie opierać się tylko o statystyki z internetu. Mieli mobilną szkołę kitesurfingu i cały sprzęt w aucie. Potem ja zaczęłam budować sekcję windsurfingu. Wcześniej miałam doświadczenie w pracy jako instruktor i miałam świadomość, że szczególnie dla młodszych dzieci jest to bezpieczna i atrakcyjna forma przygody z naturą. Jest to doskonały pomysł na aktywny wypoczynek dla całej rodziny - dla dorosłych kitesurfing, a dla dzieci windsurfing.

Jak stworzyliście tę infrastrukturę - widzę tutaj budynki, podwórko, kuchnię…?

Kiedyś była tutaj duża dyskoteka. Potem prowadziło tu bar rodzeństwo z Rumunii, przychodziliśmy do nich zawsze na kawę, któregoś razu powiedzieli nam, że będą zamykać i opuszczać lokal. Zdecydowaliśmy się w ciągu miesiąca - poprzedni właściciel uparł się jednak, że wynajmuje albo całość albo nic. O prowadzeniu kuchni nie mieliśmy pojęcia. I wtedy burza mózgów i teściowe nas popchnęli pozytywnie do przodu…Aranżację troszkę zmieniliśmy, część przebudowaliśmy.

Jakie były początki? W obcym kraju, bez języka - jak budowaliście ten biznes?

Początki w obcym kraju były dużym wyzwaniem, ale to chyba się działo na tzw. haju adrenaliny - chcieliśmy to robić i wierzyliśmy, że nam się uda. Nie było zbyt długiego rozmyślania, analizowania.
Muszę też przyznać, że pomogła mi otwartość do ludzi. Wyznaję zasadę “kto pyta nie błądzi”. Zadawałam pytania i słuchałam. To daje możliwość czerpania inspiracji i pomysłów od innych - tak też piszą w różnych mądrych poradnikach. Tego trzymamy się razem z mężem w codziennej pracy. Dajemy ludziom poczucie wpływu i odpowiedzialności za to co robią. Staramy się tworzyć partnerski układ, w którym słuchamy zdania naszych ludzi i angażujemy ich do tego, aby wspólnie z nami działali. Według nas każdy człowiek jest kreatywny i może wnieść coś cennego do pracy. Dzięki takiemu podejściu do ludzi udaje nam się utrzymać i motywować sezonowy zespół liczący ponad 25 osób, który pracuje od połowy marca i kończy pracę 31 października. Na lipiec i sierpień dobieramy dodatkowe osoby.

Gdy mówię do Ciebie, że w bazie jest fajnie, powtarzasz mi: siła w zespole - co masz na myśli?

Rzeczywiście siła w zespole. Sami z mężem nie dalibyśmy rady tego wszystkiego tworzyć. Staramy się współpracować, rozmawiać z załogą i dawać wszystkim poczucie pracy w zespole. Próbujemy „zarażać” innych naszą pasję, ale również dawać przykład ciężkiej pracy. Często razem z nimi uczestniczymy w pracach porządkowych „na bazie”. Pracujemy też z klientami, zaglądamy do kuchni, doglądamy pracy instruktorów i bosmanów, pomagamy, ale też obserwujemy jak nasz zespół pracuje razem.
Zdarza się też czasem, że musimy podziękować pracownikowi, bo nie odnajduje się w zespole, albo nie jest w stanie pracować w nieprzewidywalnym scenariuszu lub po prostu nie jest to typ pracy, dla tej osoby.
Ale generalnie mamy szczęście do ludzi. Staramy się dobrać zespół tak, żeby jego członkowie czuli się ze sobą dobrze i przede wszystkim lubili się nawzajem.

Jak udało Wam się przeniknąć do lokalnej społeczności, pokonać bariery językowe?

Już teraz mówimy płynnie po włosku. Nauczyliśmy się języka, bo tutaj prawie nikt nie mówi po angielsku. Weszliśmy z czymś nowym, egzotycznym sportem. Wzbudziliśmy zainteresowanie i entuzjazm. Udało nam się nawet zarazić naszą pasją również miejscowych. Porto Botte jest wioską i to też nam pomogło. Znaleźliśmy się wśród lokalnej społeczności, która zaczęła nas po pewnym czasie traktować jak swoich. Spotykamy się z nimi, witamy, rozmawiamy i staramy się wzajemnie sobie pomagać.

Czy były jakieś trudne sytuacje na początku?

Na początku było wiele trudnych sytuacji, ale nie napotkaliśmy na szczęście sytuacji bez wyjścia, więc może nie ma co o nich mówić.

Skąd mieliście środki na swój biznes?

Bardzo pomogła nam rodzina. Trochę własnych odłożonych pieniędzy, braliśmy też co roku niewielkie kredyty. Sprzęt do szkółki, deski, latawce dzięki naszym znajomościom w tej branży dostawaliśmy często z opóźnionym terminem płatności, więc mogliśmy go spłacać po sezonie, kiedy udało nam się coś odłożyć.

Wielu obawia się podjęcia takiego wyzwania. Skąd pojawiło się przekonanie i wiara we własne przedsięwzięcie biznesowe?

To się stało zupełnie naturalnie. W ogóle się nad tym nie zastanawialiśmy tak bardzo. Dopiero teraz wiemy już ile to jest pracy i jak duża odpowiedzialność. Czasami przemyka nam myśl, że może byłoby łatwiej u kogoś pracować, ale nie rozważamy tego na poważnie, bo jesteśmy bardzo zadowoleni z tego, że możemy tworzyć coś własnego i daje nam to wiele radości.

Czyli masz poczucie sukcesu? Co dla Ciebie oznacza sukces?

Szczerze mówiąc nie spodziewaliśmy się, że ta szkółka tak nam się rozrośnie. Po prostu dawaliśmy z siebie 120%. Z roku na rok mamy coraz więcej klientów i wszystko się rozkręca, a my staramy się dostosowywać całą logistykę z sezonu na sezon w stosunku do rezerwacji.
Sukces dla mnie to przede wszystkim powracający klienci oraz nowi, których również jest coraz więcej. Dużo satysfakcji daje nam uśmiech i zadowolenie klientów po spędzonym u nas urlopie. Często słyszymy na pożegnanie, że na pewno tu wrócą i to daje ogromną radość i satysfakcję z wykonanej pracy. Nasza praca daje nam mnóstwo pozytywnego wzmocnienia i energii ponieważ dajemy ludziom radość, organizujemy dla nich coś fajnego i zarażamy sportem. Oboje z mężem mamy powołanie instruktorskie. Mamy młodszych uczestników kursów, którzy dzięki treningom w naszej szkółce zaczynają odnosić swoje pierwsze sukcesy w sporcie wyczynowym. I mamy też klientów, którzy dzięki pływaniu z nami odkrywają swoje pasje. To są takie momenty niesamowitego wzmocnienia również dla nas. Cieszymy się, że dostarczamy ludziom radości płynącej z pływania na surfingu, windsurfingu, kitesurfingu. Wiemy, że wielu z naszych klientów żyje w ogromnym stresie i pośpiechu - u nas mogą zbudować swoją odskocznię, zaczerpnąć energii ze słonka oraz adrenaliny, którą dostarczają te sporty.

Powiedz, jak wygląda Wasz dzień?

Kiedyś obserwując nasz biznes turystyczny w jakiejś luźnej rozmowie w żartach padło hasło: “everyday is a different day” -mój mąż ułożył o tym nawet piosenkę.
Tak właśnie jest w turystyce - nagle zmienia się pogoda i wszystko co mieliśmy zaplanowane na dany dzień się nie sprawdza, trzeba wtedy mieć jakiś „plan B” u nas to jest na przykład wakeboarding, który jest alternatywą dla kite’a kiedy nie ma wiatru.
Zazwyczaj otwieramy o 9:00. Wspólnie dbamy o nasze miejsce pracy, każdy instruktor ma swoją miotłę i rano wszyscy otwierają i sprzątają bazę, czasem jest przy tym nawet śmiesznie, niektórzy nawet sobie te miotły specjalnie ozdabiają. Potem spędzamy czas wspólnie z klientami - ucząc, rozmawiając - towarzyszymy im przez cały dzień. Dobieramy sprzęt, przygotowujemy, doradzamy. W trakcie dnia jest jeszcze wiele obowiązków organizacyjnych, zakupy, dostawy, pensje, rozliczenia, apartamenty, meldowanie gości i do tego zawsze dzieje się wiele rzeczy niespodziewanych – na przykład pęknie jakaś rura, albo odcinają nam wodę, bo na wyspie są w lecie jej braki i wtedy trzeba działać od razu, żeby naprawić problem. Po sporcie i całym dniu jest czas na relaks. Czasami muzykujemy wspólnie z chętnymi gośćmi w naszym kąciku muzycznym, albo bawimy się przy muzyce granej w naszej knajpie. Poza tym po bazie biega mnóstwo dzieci, które nadają temu miejscu dodatkowej energii i tempa. Latem organizujemy dla nich półkolonie. Specjalna ekipa przejmuje dzieci, aby rodzice mogli poświęcić czas sportom.

Które z Twoich umiejętności szczególnie przydały Ci się na etapie rozwijania biznesu?

Mi osobiście bardzo pomógł sport, przy którym człowiek musi dużo pracować i podejmować wiele prób aż osiągnie sukces. Tak też jest z biznesem - staramy się, ciężko pracujemy i nie poddajemy się. Tak jak w sporcie trzeba być wytrwałym - zgodnie z zasadą, w którą wierzę, że trening czyni mistrzem. Tak samo jak w sporcie trenując osiągamy cel, tak samo jest w innych sferach życia - jeśli się wytrwale i cierpliwie pracuje, aby osiągnąć cel, to w końcu się go osiągnie.
Druga istotna umiejętność, to otwartość na świat i drugiego człowieka. Od początku dużo wyjeżdżałam, rozmawiałam po angielsku, poznawałam wielu ludzi z różnych stron świata i to dawało mi poczucie, że mogę pracować i żyć w różnych miejscach, właściwie wszędzie. Nabrałam też takiego poczucia, że świat jest fajny i ciekawy. Jestem też osobą pracowitą i rzetelną.

Jakie masz rady dla młodych ludzi, którzy chcą uruchomić własny biznes?

● Odpowiedz sobie na pytanie czy Twój biznes jest powiązany z Twoimi zainteresowaniami, pasją - jeśli tak, to ta pasja bardzo pomoże Ci go uruchomić, rozwinąć a nawet przetrwać trudne momenty.
● Warto nauczyć się planowania i dobrej organizacji. Robienie listy spraw do załatwienia bardzo pomaga.
● Wyznaczaj priorytety. We własnym biznesie jest bardzo dużo pracy i wiele zadań, które wydają się do natychmiastowego podjęcia. Wybierz te, na których musisz się skupić i nie zajmuj się wszystkim jednocześnie.
● Nie ścigaj się za wszelką cenę i miej dystans do tego co robisz. Nie musisz być najlepszy - wystarczy, że wystartujesz i osiągniesz swój cel.
● Zaufaj innym. Zbuduj zespół i daj mu możliwość do działania. Ty też możesz się wiele nauczyć od innych.
● Otwórz się na innych ludzi. Zadawaj pytania, ucz się od innych - na ich błędach oraz sukcesach.
● Deleguj pracę, nie rób wszystkiego sam. Swoje braki możesz zawsze uzupełnić kompetencjami innych ludzi z zespołu.

Czy według Ciebie tego wszystkiego można się nauczyć, czy to są umiejętności wrodzone?

Moim zdaniem tego wszystkiego można się nauczyć - umiejętność prowadzenia biznesu nie jest wrodzona. Warto czytać poradniki, książki. Są też szkolenia, kursy - chociaż ja akurat w nich nie brałam udziału.
Trzeba też pytać innych i korzystać z doświadczeń innych. W naszym przypadku dużo podpowiadali nam rodzice i teściowie - również przedsiębiorcy. Zadawałam również pytania mieszkańcom Sardynii, urzędnikom i znajomym - okazywało się, że z każdej rozmowy płynęła jakaś wiedza i podpowiedź. Poza tym dużo uczysz się w trakcie i mając swój biznes masz możliwość bycia sprawczym. Szczególnie początki nie są łatwe, ale po pewnym czasie tworzenie własnego biznesu zaczyna sprawiać ogromną satysfakcję. Nawet gdy popełnisz błąd, to trzeba go poprawić i działać dalej. Trzeba iść do celu, działać, pracować systematycznie, momentami ciężko, ale jak się udaje, to satysfakcja jest ogromna i ona rekompensuje trudności, które pojawiają się po drodze.


Jakie są plany rozwojowe dla SKYHIGH?

Odwiedziliśmy ostatnio Hiszpanię, spot na Fuertaventura - sieć szkół wind&kitesurfingu Rene Egli. Chcieliśmy zobaczyć jak to działa i zamarzyło nam się aby kiedyś mieć taką sieć, ale może nie tak bardzo masową. Chcielibyśmy mieć jeszcze kilka innych spotów w pobliżu.
Poza tym liczba naszych stałych klientów pozwala nam snuć plany związane z organizacją zimowych wypadów. Myślimy o nartach zimą i organizacji wyjazdów wodnych w inne, cieplejsze regiony na przykład do Brazylii.


Dziękuję za rozmowę i życzę Ci wiele zadowolenia z tego co robisz.

 

***
Marta Hlavaty- Orłowska, prowadzi wraz z mężem SkyHigh – szkołę sportów wodnych na Sardynii. W latach 1997-2011 roku uprawiała wyczynowo windsurfing. W latach 2005-2010 w składzie kadry narodowej windsurfingu zdobywała medale Pucharu Świata, Europy i Polski. Trzykrotna Mistrzyni Świata w klasie Formuła Windsurfing. Karierę zawodniczą zakończyła w roku 2010 i wtedy też urodziła synów-bliźnięta Jasia i Krzysia. Od kilku lat na stałe mieszka z rodziną na Sardynii.